Siostra moja (l. 46) choruje na nowotwór piersi od wiosny 2011. Leczenie standardowe chemia + radioterapia – bez większych rezultatów. Styczeń 2012 podano newalbinę + herceptynę – choroba została zatrzymana, nawet były widoczne objawy cofania się choroby. W lipcu odstawiono newalbinę (powód - pół roku podawania), podano jeszcze jeden raz herceptynę, ale uznano, że ten lek nie działa. Nastąpił rozwój choroby w szybkim tempie. Po przeprowadzonych badaniach okazały się przerzuty do wątroby, płuc. Siostra został zakwalifikowana do podania chemii doustnej LAPATYNIB+KAPECYTABINA, ale gdy przyszło do terminu podania leku nasiliły się wymioty, nudności, co wskazało na przerzuty do mózgu. Instytut Onkologii w Gliwicach skierował nas do szpitala lokalnego (RYBNIK) by tam przeprowadzono TK głowy, by nie było dużej przerwy w leczeniu , sugerowano szybkie wykonanie badań. Z wyniku badań potwierdzono przerzuty. Skierowanie na krótkotrwałą radioterapię. Jesteśmy już po cyklu naświetlań.
Problem polega na tym, iż teraz już nikt nie chce z nami rozmawiać w INSTYTUCIE - wypisane zostało tylko skierowanie do poradni paliatywnej. Stan chorej jest dość dobry i my jako bliscy nie możemy się pogodzić z faktem, że nie ma już żadnego ratunku. Wiem, że stan chorej nie jest do wyleczenia - ale czy nie ma już żadnego programu, by jej przedłużyć życie? Czy nie można podać LAPATYNIB+KAPECYTABINA lub innego leku? Chora jest w złym stanie psychicznym, potrzebne są jej i bliskim pozytywne bodźce do walki z chorobą. Pozostawienie chorego bez pomocy, leków nie jest chyba normalne. Proszę o pomoc.