Dręczy mnie jedna sprawa: czy mój lekarz się pomylił czy nie. W marcu 2012 roku zgłosiłam się do ginekologa z wyczuwalnym guzkiem, on po zbadaniu zalecił USG prywatnie, zrobiłam i powiedział, że nic groźnego tzw. wodniak, nie ma się czym martwić i że sam się wchłonie. W czerwcu pojawił się kolejny wyżej, więc poszłam znów na USG martwiąc się, że to rak. Lekarz ponownie stwierdził, że nic nie ma i to na pewno nic groźnego. We wrześniu wyczułam powiększony węzeł chłonny, poszłam do lekarza pierwszego kontaktu. On dał mi namiary do specjalisty który stwierdził, że mam raka z przerzutem do węzła. Czy jest realna szansa, że lekarz się pomylił z diagnozą? Czy z tzw. guza wodnego, w tak krótkim czasie powstaje rak z przerzutem? Czy powinnam zaskarżyć lekarza o błąd lekarski?