Mam 42 lata, 3 dzieci - karmiłam je piersią (każde co najmniej 1 rok).
Od dwóch lat miałam problem z wyciekiem z lewej piersi. Na początku był to wyciek przezroczysty, potem przybierał zabarwienie mleczne, kremowe, żółte aż do brązowego. Robiłam mammografię, kilka USG i wszyscy twierdzili, że mam tylko trochę poszerzone przewody ale nic mi nie jest - kazali brać bromergon i tyle. W październiku 2012r. z brodawki poleciała krew - wystraszyłam się już wtedy okropnie. Zrobiłam kolejne USG. Lekarz zobaczył poszerzone zabrodawkowo przewody mleczne, a w nich trzy zmiany - brodawczaki i gęsty płyn. Zalecił biopsję. Miałam biopsję gruboigłową. Nie wykazała raka. W połowie grudnia wycięto mi zmieniony chorobowo przewód. Ponad miesiąc czekałam na wynik badania histopatologicznego. Otrzymałam go na początku zeszłego tygodnia i nogi się pode mną ugięły - RAK PRZEWODOWY IN SITU NG2 (typ lity i brodawkowy, z martwicą).
Wynik mikroskopowy: Na obszarze średnicy 1,2 cm znajdują się rozrosty raka przewodowego in situ (DCIS) . UTKANIE DOCHODZI DO OZNACZONEJ TUSZEM LINII CIĘCIA CHIRURGICZNEGO OD STRONY PACHY ORAZ BRODAWKI PIERSIOWEJ. MARGINES CHIRURGICZNY OD STRONY MOSTKA 0,2 CM. Pozostałe marginesy powyżej 1 cm.
Panie doktorze, bardzo proszę o informację, co dalej?
Czy w moim przypadku wystarczy tylko docięcie marginesów - czy też musi być mastektomia?
Nie miałam oceny hormonozależności. Co więc dalej - radioterapia, hormonoterapia?
Czy powinny być oceniane węzły chłonne?
I kolejne pytanie, które bardzo mnie nurtuje - jak istotny jest tu czas do kolejnej operacji? Już 2 miesiące chodzę z "naruszonym rakiem" - biopsja, a od ponad miesiąca z "pociętym" - operacja. Czy ten rak się nie rozsiewa?
Muszę tu jeszcze zaznaczyć, że boli mnie pierś, kręgosłup między łopatkami oraz "coś" z lewej strony pod żebrami.
Bardzo proszę o odpowiedź - mój świat się zupełnie zawalił.