Ile plusów, ile munusów - tekst konkursowy: Lulu
Wysłane przez mgiełka
mgiełka (offline) |
Post #1 31-05-2020 - 23:18:04 |
Radom |
Ile plusów, ile minusów
Jedynym ogromnym minusem jest sama choroba. Reszta, która mnie spotkała później, to same plusy. Od pierwszego mojego zachorowania w 2007 roku tak wiele się wydarzyło. Na pewno spora część tego co mnie spotkało i tak by zaistniało, ale przy każdym większym, znaczącym wydarzeniu, zastanawiałam się jak by to było, gdyby mnie nie było. Ale jestem, mam możliwość cieszyć się wnukami, którymi obdarował mnie syn: nieco dużymi już, bo najstarszy ma 20 lat i maluchami od córki: dwulatek i kilkumiesięczny berbeć. To takie najbliższe i najmilsze sprawy. Jest też cała masa nowych znajomości, zażyłości. Teraz już jestem na emeryturze, jak zaczęłam chorować jeszcze pracowałam. Z wieloma koleżankami przepracowałam kilkanaście a nawet kilkadziesiąt lat ale teraz, z perspektywy czasu, widzę, że mam dużo większą zażyłość z „siostrami od piersi”, mimo krótszego czasu znajomości i rzadkich spotkań w realu. Może coś jest w tym, że syty nie zrozumie głodnego? Docieranie się w pracy trwało jakiś czas - tu prawie od pierwszego spotkania okazuje się, że nadajemy na tych samych falach. W 2015 roku ponownie zmierzyłam się z rakiem. Nieocenioną pomoc otrzymałam właśnie od tych poznanych, nowych osób. Ogromną pomoc, bo w iście ekspresowym tempie udało się zrobić badania, wizyty, gdzie przy normalnym trybie NFZ trwałoby miesiącami. Każdy kolejny dzień witam z uśmiechem, za to że jest. Może trudniej mi teraz wstawać wcześnie rano, aby na czas dojechać na badania kontrolne, ale czasem takie wyprawy przynoszą i zabawne, i stresujące chwile. Ot, chodźmy dziś. Wstałam o godz. 04.00 rano, bo muszę dojechać do Grudziądza, a tam przesiąść się na autobus do Bydgoszczy. Więc jadę sobie drogami na skróty, bo i krócej, i łatwiej spotkać leśne zwierzęta - nawet udało się dziś „upolować” dwie łanie i pięknego jelenia. Tylko kilkadziesiąt metrów dalej okazało się, że niestety nie ma przejazdu. Zaczęli robić drogę i przejazd jest niemożliwy. Co prawda był znak zakaz wjazdu z pozwoleniem jedynie dla mieszkańców aby dojechali do domów, ale o tak wczesnej porze, po prostu uznałam siebie za takiego mieszkańca i jechałam dalej. Blisko dwa lata przemierzałam tę drogę jeżdżąc co trzy tygodnie na chemię, no to jak nie mieszkaniec. Niestety, to był dojazd do najbliższej posesji i na tym koniec. Mój zwyczaj wyjeżdżania z dużym zapasem czasu dziś sprawdził się. Trochę trudne było w tych ciemnościach i zrytej ziemi zawracanie, ale poradziłam sobie. Spory kawałek drogi musiałam nadrobić. Do Grudziądza wjeżdżałam o godz. 05.17, więc już całkiem spokojnie dojechałam do dworca autobusowego, wiedząc, że na pewno zdążę. To są te krótkie chwile, które składają się na kolejne dni, miesiące, lata. Dla tych chwil nie warto zadręczać się odległą, niepewną przyszłością. Żyjemy tu i teraz. Jeśli moi bliscy zaczynają układać kolejne etapy, to ja się tylko śmieję. Mnie wystarczy tydzień, dwa do przodu. Tylko wizyty u lekarzy, badania kontrolne zmuszają do bardzo odległego planowania. Czyżby coraz większe kłopoty służby zdrowia zmuszały nas do myślenia o odległej przyszłości? To ma być to doskonale panaceum? Lulu ![]() ![]() Z amazonki.net od 2006 roku. |
Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
Użytkownicy online
Gości:
608
Największa liczba użytkowników online:
77
dnia 11-10-2011
Największa liczba gości online:
134213
dnia 15-09-2024