Jak radzą sobie z naszą chorobą nasi mężowie, rodziny

Wysłane przez anutek 

anutek (offline)

Post #1

07-06-2010 - 11:08:29

Warszawa 

Każdy przeżywa swoją chorobę na swój sposób, jednakże nasze rodziny w sposób większy lub mniejszy ona też dotknęła. Piszcie tutaj o reakcjach Waszych najbliższych na wiadomość o chorobie i zachowaniach w trakcie leczenia.

anutek (offline)

Post #2

07-06-2010 - 12:28:30

Warszawa 

Witam,

Jestem przed ostateczną diagnozą i planowaną operacją. W pierwszych chwilach po usg i podejrzeniu raka piersi byłam w szoku. Jedyna myśl, która chodziła mi po głowie to: jak oni (mąż i synek) poradzą sobie jak mnie zabraknie?

5 lat temu nasz związek przeszedł test. Straciliśmy naszego Aniołka. Był ból nie do opanowania, ryczenie dniami i nocami, załamanie, depresja. Maż wtedy wspierał mnie z całych sił. Czytał fora w poszukiwaniu pomocy, chronił przed wścibskimi znajomymi, rodzinką i opowieściami „ z piekła rodem” jak ja je nazywam, o tym jak to inni w naszej sytuacji się rozstawali, szukali sobie nowych partnerów, jak umierali samotnie itp.

Teraz czeka nas następny test. Po wyniku usg i wstępnej diagnozie oboje byliśmy w szoku. Mąż jednak nie dawał nic po sobie poznać. Jedyne co go zdradzało, to to, że chodził za mną i ciągle mnie przytulał. Zaczęłam się w pewnym momencie bać, że lekarz nie powiedział mi wszystkiego i pewnie umieram. Na moje pytanie, czy on się wcale nie denerwuje, odpowiedział, że nie, bo wie że będzie ok.

Mama – o wstępnej diagnozie powiedziałam jej telefonicznie (mieszkamy w innych miastach). Jej reakcją było pytanie: jak ty możesz o tym tak spokojnie mówić? Na moją prośbę, żeby na czas mojej operacji przyjechali z tatą i zaopiekowali się moim synkiem – zgodziła się. Wczoraj do mnie zadzwoniła i …. zamurowało mnie. Miała do mnie pretensje, że jeszcze nie mam wyniku biopsji i dokładnego terminu operacji. Operacja planowana jest na 14-18 czerwca, dokładny dzień będzie znany po otrzymaniu wyniku biopsji. Jak się okazało mama zaplanowała sobie wyjazd nad morze w tym właśnie terminie, bo jest ładna pogoda i mam przełożyć sobie operację na później. To tyle jeśli chodzi o pomoc mojej rodziny. Mąż bez zbędnych komentarzy stwierdził, ze wynajmiemy opiekunkę, on przełoży urlop i damy rade sami.

Tata – jak zawsze żartował sobie – taki sposób na radzenie sobie ze stresem.

Babcia – jeszcze nic nie wie. Powiem jej jak już będzie po wszystkim. Teraz pewnie by mi już zbijała trumnę i z nerwów sama by wylądowała w szpitalu.

Reszta rodzinki nic nie wie, bo nauczona doświadczeniem sprzed 5 lat takie rozwiązanie uważam za właściwe.

Na razie z mężem jakoś się trzymamy. Życie wróciło do „normy”. Czekamy. Boję się tylko co będzie dalej.

lidziaz (offline)

Post #3

07-06-2010 - 13:43:24

Tomaszów Maz 

Anutek , trudne doświadczenie przed Tobą , ale na pewno sobie z mężem poradzicie smiling smiley . Mama ,cóż , może to jej reakcja na sytuację stresową ? Czasem trudno nam zrozumieć , zachowanie innych. Na szczęście masz cudownego człowieka przy sobie i synuńka , który kocha Cię z całego serducha , więc kochana cała reszta nie jest ważna !!!!!!!
Przy mnie na straży podczas choroby również stał mój nieoceniony mąż ...... Próbował tak wszystko trzymać w ryzach , żebym ja nie straciła woli walki , żeby synuś jak najdelikatniej przeszedł moje leczenie. Moja mama również stała w gotowości cały czas . Nie uroniła przy mnie nawet jednej łzy (co było poza moją obecnością - nie wiem ) . Znosiła cierpliwie moje wahania nastroju i ulegała moim (nie zawsze grzecznym) zachowaniom. Ojciec - szkoda gadać , więc ten temat ominę , teście moi również stanęli na wysokości zadania. Mój kochany teść (niestety zmarł w grudniu) strasznie przeżył moją chorobę , teściowa przejęła wszystkie moje domowe obowiązki i jeszcze starała mi się dogadzać!!!!
Według mnie bardzo ważnym elementem leczenia jest wsparcie bliskich . Mój mąż test na miłość zdał celująco!



anutek (offline)

Post #4

07-06-2010 - 13:51:21

Warszawa 

Masz rację, wsparcie najbliższych jest bardzo ważne. Zazdroszczę Ci teściów. Niestety moja teściowa generalnie nie lubi swoich synowych, nie jestem wyjątkiem. Natomiast bardzo "kocha" wszystkie "byłe" swoich synów - ot takie zboczenie.

Perła (offline)

Post #5

07-06-2010 - 16:17:17

Łódź 

"Mój" był w takim szoku, że nerwowo się wydzierał: "Jaki rak? To jakaś ściema, to NIEMOŻLIWE! " Po paru dniach, jak się pozbierał i wyszedł z negacji, był siłaczem: "Będzie dobrze, nic Ci się nie może stać,dasz radę (czytaj:dam radęsmiling smiley" itd,itp. Teraz (po roku) znowu swoista reakcja: "Było i minęło, jesteś zdrowa, rak został w szpitalnym śmietniku." Nie chce słuchać o chorobie, dowiadywać się czegoś więcej o niej... Mimo naprawdę dużego energetycznego wsparcia, pogadać, to mogę sobie tusmiling smiley



www.perla.nets.pl

magdam (offline)

Post #6

07-06-2010 - 19:04:54

Gorlice, Kraków 

Ja miałam i dalej mam wsparcie w rodzicach rodzeństwie i przyjaciołach. Tego osobistego faceta nie miałam wtedy i teraz też nie ma i chyba tego właśnie najbardziej mi było brak. Że jak się położę do łóżka to ktoś mnie przytuli pogłaszcze....
Ale mam mamę która przeżyła bardzo jak się dowiedziała (bo sama 3 lata wcześniej przechodziła podobnie - rak jajnika), jest tato z którym się nigdy nie dogadywałam i nadal tak jest - a może znowu jest po przerwie kiedy byłam w trakcie leczenia i którego moja mama widziała pierwszy raz jak płakał jak powiedziałam że jestem chora, i jest kochana siostrzyczka ze swoją rodzinką u której mieszkałam w trakcie leczenia - nie skarżyła się że siedzimy jej z mamą na głowie a świetni siostrzeńcy zawsze potrafili mnie rozśmieszyć, i jest brat kochany starszy braciszek który też się przeją i też starał się mnie zawsze rozweselić.
I była i jest masa znajomych i przyjaciół którzy wysłuchiwali (i nadal wysłuchują) moich narzekań i obaw jak długo pożyję. No i są cudowne dziewczyny z forum z którymi się zaprzyjaźniłam połączyła nas choroba ale to było na początku teraz łączą nas nie tylko przeżycia chorobowe....





Wystarczy odrobina nadziei, pozytywne myślenie wszystko odmieni!!!

Perła (offline)

Post #7

07-06-2010 - 19:35:32

Łódź 

Tak Magdulku...tylu nowych ludzi w życiu...bezcenne!



www.perla.nets.pl

mag_dag (offline)

Post #8

07-06-2010 - 19:52:09

Sosnowiec 

Cytuj
Perła
Mimo naprawdę dużego energetycznego wsparcia, pogadać, to mogę sobie tusmiling smiley

bo prawda ludowa głosi, że faceci nie lubią gadać, tylko działać język

i ja to sprawdziłam na moim, powiedział "cokolwiek zdecydujesz będę razem z tobą, razem damy radę" i właściwie potem skupił się na działaniu: woził do lekarzy, na chemię, wziął na siebie wszystkie obowiązki - robił zakupy, gotował, sprzątał, zajmował się córką, gdy leżałam po chemii, zapewniał mi spokój potrzebny do leczenia
nadal nie potrafi rozmawiać o tym okresie, o chorobie, czasem mam wrażenie, że całkowicie wyparł moją chorobę z przeszłości - "przecież jesteś zdrowa" mówi - i koniec gadki o raku piersi - cały facet
przewraca_oczy









Gdyby mi coś przyszło do głowy, niech zaczeka. (Dominik Opolski)

-----><-----


----------------------------------------------------------

anutek (offline)

Post #9

08-06-2010 - 12:57:13

Warszawa 

Mam nadzieję, że mój chłop też stanie na wysokości zadania - właściwie to jestem tego pewna. Boję się tylko czy sam sobie poradzi z prozaicznymi domowymi obowiązkami i opieką nad naszym małym diabełkiem tasmańskim. Na razie nie myślę jaka będzie jego reakcja jeżeli okaże się, że jednego cycuszka nie ma.
Może macie jakieś pomysły lub sprawdzone metody jak pomóc naszym mężom w przejściu tego trudnego nie tylko dla nas przecież okresu choroby?

Perełka (offline)

Post #10

06-07-2010 - 19:22:03

 

Przy mnie od początku stała murem rodzina.
Mąż- w nim zawsze miałam oparcie i tak jest do dzisiaj. Dla niego nie miało znaczenia, czy chlasną mi całego cysia czy kawałek, ważne było żebym wyzdrowiała. Był przy mnie podczas całej diagnostyki, kiedy leżałam w szpitalu, podczas radio. Jest przy mnie podczas robinia wszystkich badan kontrolnych i każdej wizycie u onków. Pomagał zmieniać opatrunki, pomagał w higienie, dodawał otuchy i mobilizował do walki. To nie tylko mąż, to największy przyjaciel, Anioł, który stoi zawsze przy mnie i chroni.
Kiedy dopada mnie stres, siada, przytula, wysłucha i tłumaczy jak małemu dziecku. Zawsze ma dla mnie czas i jest przy mnie kiedy go potrzebuje. Jest bardzo cierpliwy i bardzo kochany. Czasami mam wrażenie, że przesadnie o mnie dba.
Syn - po pierwszym szoku otrzepał się jak kurczak z piasku i mobilizował mnie do walki. Przyjeżdżał do mnie z mężem do szpitala, a po powrocie pomagał przy zmianie opatrunków na zmianę z ojcem. Ma charakter podobny do ojca więc był zawsze obok mnie.
Mama - moja kochana mamcia. Nie wiedziałam jak jej o tym powiedzieć. Kiedy to zrobiłam zapłakała. Były to łzy żalu i rozpaczy. Wtedy przytuliłam sie do niej i powiedziałam, że teraz potrzebna mi jest jej modlitwa. Od tamtej pory aż do śmierci nie wypuszczała różańca ze sprawnej dłoni. Choć sama była chora wspierała mnie i zapewniała, że wygram, że musi się udać.
Rodzeństwo - tu było moje największe zaskoczenie. Jak wiecie wówczas mieszkała ze mną sparaliżowana mama. Przed pójściem do szpitala zrobiłam cos w rodzaju zebrania, bo musieliśmy zadecydować jak będzie wyglądała opieka nad mamą podczas mojej choroby. Wtedy moje siostry się dowiedziały. Był szloch. Żadna nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Na zmianę brały urlopy i opiekowały się mamcią. Sprzątały mi mieszkanie kiedy byłam po operacji, pomagały teściowej przy wszystkich pracach domowych. Stanęły na wysokości zadania. Po śmierci mamci nie zapomniały o siostrze. Sa dla mnie oparciem, pamiętają o terminach moich badan kontrolnych i interesują się jak mi wyszły.
Teściowa- największa zagadka. Do czasu kiedy zachorowałam uważałam,z ę mam najwspanialsza teściowa na świecie. Żyłam w tym przeświadczeniu przez 23 lata i wcale mnie nie zdziwiło, że kiedy teściową dowiedziała sie o mojej chorobie przyjechała do nas z odsieczą czyli do pomocy przy opiece nad mamą i prowadzeniem domu. Jako amazonka z 29 letnim( wówczas) stażem zaczęła mną manipulować. Negowała każdy mój krok związany z leczeniem. A to niepotrzebnie wykonałam biopsję, bo kiedys nie robiono, a teraz to na pewno rozsiali mi raka po całym organizmie, a to niepotrzebnie zalogowałam się na jakimś durnym forum amazońskim, gdzie jedna nakręca drugą . Niepotrzebnie czytam publikacje naukowe dot leczenia raka, bo lepiej zaufać lekarzom i żyć w niewiedzy. Byłam wredną matką poddając się badaniom genetycznym, bo jej zdaniem narażałam syna na stres do czasu otrzymania wyników itp.Nie ma nic gorszego jak druga amazonka w domu i to taka, do której nie dociera przez 29 lat onkologia zrobiła milowy krok. Ona wie wszystko najlepiej odn. raka.
Z jednej strony uczynna, troskliwa, wrażliwa. Z drugiej upierdliwa jak cierń na 4 literach.



Jazzowa (offline)

Post #11

16-08-2010 - 11:46:25

Łask 

Anutek... myślę, ze on już o tym myślał i nie będzie miał z tym problemu...

Perełka... pięknieś to opisała... no a teściowa.. hmm... cóż po prostu wyszła z niej definicyjna teściowa.. może chce dobrze... ale nie wychodzi...

Co do mnie... rodzina przyjęła to bardzo dobrze.. mam niesamowite wsparcie w rodzicach, bracie i jego żonie... mojej córce... Wśród przyjaciół i znajomych przeszła swego rodzaju weryfikacja.. NIe wszyscy dali radę... aczkolwiek znakomta większość pięknie stoi murem obok mnie... Niestety rak na słabsze jednostki wywiera przerażające wrażenie.. i nie każdy potrafi sobie z tym poradzić...
A szkoda..
Nie mam stałego partnera.. jestem po rozwodzie - małżeństwo zniechęciło mnie bardzo do tej instytucji.. I może jest to forma ucieczki - sama nie wiem... ale lepiej się czuję w związku bez zobowiązań.. (a moze nie jestem ze sobą do końca szczera)...
Obecny mój partner - hmm.. już dwa lata - więc to prawie stały związek smiling smiley - jest mocny psychicznie.. i stara się dzielnie wspierać.. niestety w większości na odległość... (mieszkamy daleko od siebie).... Ale widziałam, że miał problem kiedy zaczęłam łysieć... a co będzie z piersią - nie wiem... W słowach oczywiście jest gieroj... zobaczymy... Może tutaj mi czegoś brakuje faktycznie... Większego wsparcia.. akceptacji bez zastrzeżeń...
A może muszę go też troche zrozumieć - nie jesteśmy ze sobą non stop... więc może przez to jest mu trudniej...




Jak to powiedział Albert Einstein: "Życie niemal na pewno ma sens..."...
[jazzowa.blogspot.com]

zurawina (offline)

Post #12

16-08-2010 - 18:40:05

 

Te , które mają kochających mężów mają szczęscie w chorobie bo mogą sie wesprzeć na silnym ramieniu.
Ile jest samotnych amazonek co nie mają męża ani stałego partnera?, Ile jest amazonek co mają złego męża i w chorobie są same?
Ile jest kobiet, których mąż, partner po raku zostawił, bo po co mu kobieta po przejsciach , bez piersi i facet sobie z ta chorobą zony, partnerki nie poradził psychicznie?
Ile jest młodych dziewczyn, młodych kobiet bez partnera , których los okaleczył choroba, utrata piersi i teraz mogą mieć traumę, mysli, czy ktos mnie zechce jak ja bez piersi? I czesto nawet rekonstrukcja tej traumy nie rozwiązuje bo kompleksy są, a zyjemy w swiecie tak skomercjalizowanym, gdzie o ulomosciach, chorobie, nie wypada nawet mówic? Ta choroba , tak mysle w zyciorysach wielu kobiet ciągnie sie , chociaz wyzdrowiały bo wiele z nich mogło utracic wiare, ze zasługują na milosc i prawdziwego faceta.
To są powazne problemy . Ostatnio rozmawiałam z jedna pania jak czekałam na badanie i ona mi opowiadała, aaaaaaaaa pani ja to ze wsi jestem, a pani, trza robic bo robota nie poczeka i jak ja mam sie oszczedzac? a chłop? pani, pije nadal , ja macham reka ale dobrego slowa to nie uslysze od niego i wtedy wsiadam na rower i sobie jade bo kolezanki. Tak mi sie zaliła.
smutne , bardzo smutne to wszystko

Jazzowa skup się na sobie , na wyzdrowieniu, włosy odrosną a piers mozna zrekonstruować. A facet - czas pokaze , czy zdał egzamin czy nie wiec sobie głowy teraz tym nie zaprzataj bo i tak nic nie wymyslisz. Jezeli sie okaze scenariusz negatywny to widac zasługujesz na kogos lepszego. Moze tez tak byc, ze facet sam jest przerazony i nie potrafi po prostu teraz inaczej sie zachowywac bo sam biedak nie wie. To nie oznacza jednak ze sie odwrócił od Ciebie. Dla niego tez to jest ogromny szok i nowa sytuacja i nie kazdy potrafi idealnie zachowywac sie. Czesto facet chce dobrze a porusza sie jak słon w składzie porcelany , tu cos strąci , tam cos strąci a kobieta mysli- o odwraca sie ode mnie, juz nie che. A tak wcale nie musi być.

Bedzie dobrze bo musi byc dobrze , innego rozwiazania nie ma.



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niemiecki biolog Otto Heinrich Warburg zdobył Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za odkrycie, że metabolizm guzów złośliwych RAKA jest w dużej mierze uzależniony od spożycia glukozy.Glukoza to strawiony cukier w organizmie człowieka. Rak żywi się cukrem. Nie jedz cukru, nie dostarczaj komórkom rakowym paliwa. To najłatwiejsza rzecz jaką można zrobić dla siebie.

Jazzowa (offline)

Post #13

16-08-2010 - 23:40:30

Łask 

Żurawina dziękuję...
Wiem, że bardzo duzo Amazonek w samotności boryka się z chorobą i chyba to jest najgorsze...
Z mężczyzną - zobaczymy... On chyba własnie taki słonik jest z lekka.. i z tego co mówi dobija go bezsilność.... A ja też nie jestem najbardziej wylewna osobą.. w uczuciach też forma słonia nie jest mi obca.. do tego mocno kanciasta...
Najważniejsze, że jest zupełnie zacne grono bliskich bardzo osób gotowych usiąść, porozmawiać, pomóc...

Będzie dobrze...




Jak to powiedział Albert Einstein: "Życie niemal na pewno ma sens..."...
[jazzowa.blogspot.com]

Teresa1957 (offline)

Post #14

08-11-2010 - 14:51:26

Kraśnik 

Widzę, że różnie radzą sobie wasze rodziny z tą chorobą. Mój mąż jak się dowiedział że mam jakiegoś guzka w piersi najpierw twierdził, że to pewnie jakieś głupstwo, bo dopiero jego kuzynka miała taką operację i to nie było nic złego. Bagatelizował to i ja też łudziłam się, że to nie będzie nic złego. Nie umiał sam się w tym znaleźć, był taki bezradny w tym wszystkim. Porozmawiać na ten temat ze swoim mężusiem nie mogłam, bo on był bardzo zestresowany i musiałam go pocieszać. Nie powiem starał się dogadzał jak tylko mógł, ale na temat choroby nie można z nim rozmawiać.
Natomiast moje córki też różnie to zniosły. Młodsza pocieszała jak mogła, mówiła mamuś ty się ciesz, że masz raka piersi a nie jakiegoś innego, to jest najlepiej poznany rak, dobre rokowania wyleczysz się. Jak mówiłam,że ja nie chce chemii to ona, ale wybierzesz sobie jaką będziesz tylko chciała perukę, zobaczysz jak będziesz ładnie wyglądała. No powiem była dla mnie oparciem, ale teraz też wyjechała z Polski.
Starszej córce nic nie powiedziałam, bo to panikara, po tatusiu. Dopiero po operacji powiedziałam jej, tylko dlatego że chciała abym do niej przyjechała, ale powiedziałam, żeby nie wydzwaniała do mnie codziennie, bo ja nie mam chęci jej pocieszać, że wszystko będzie dobrze, to ja jestem chora nie ona. Postąpiłam tak nauczona wcześniejszym doświadczeniem, kiedy miałam operacje ślinianki dzwoniła codziennie i wypłakiwała się mi, żądała zapewnień, że wszystko będzie dobrze, co miałam robić, pocieszałam ją. Muszę przyznać, że tym razem trochę lepiej zaczęła się zachowywać.
Klubu amazonek u nas nie ma więc pogadać, to mogę sobie tu.



lulu (offline)

Post #15

08-11-2010 - 15:25:37

k/Kwidzyna 

Terenia ja po ponad miesiącu po operacji trafiłam tu na forum. W tym najgorszym czasie też nie miałam z kim o tym gadać. owszem mam znajomego (prawie rodzina) lekarza, ale wykorzystałam jego znajomości, aby przyśpieszyć termin operacji. Nie śmiałam zadręczać gadaniem o mojej chorobie, i tak dużo dla mnie zrobił. Mój chłop to tak jak większość, na początku bardzo się przejmował, pomagał, ale teraz po prawie trzech latach to mu przeszło. Może i dobrze, nie wiem. Właściwie to żyję prawie tak jak przed chorobą, tylko ostatnio mam takie nieciekawe napady paskudnego psychicznego się czucia. Na chwilę obecną jest już prawie dobrze. Gadaj tu z nami, u mnie też nie ma klubu Amazonek, więc postanowiłam założyć. Właśnie kompletuję papiery do sądu.



Na Forum od 07 lutego 2008

2007 amputacja prawej piersi, 5 lat na Tamoksyfenie, Egistrozolu, Mamostrolu
2015 amputacja lewej piersi, 4xAC, rok Herceptyna
Nigdy nie jedz do syta. Jedna trzecia żołądka dla pokarmu, jedna trzecia dla napoju, jedna trzecia dla ducha.
je

Al_la (offline)

Post #16

28-04-2012 - 11:07:06

k/Warszawy 

2012-04-06 11:55

Partnerzy chorych na raka częściej chorują na zawały i udary

Osoby, których partnerzy chorują na nowotwory, są bardziej narażone na choroby układu krążenia - informuje pismo "Circulation".

Jak wykazały oparte na analizie szwedzkich rejestrów badania zespołu Jianguanga Ji z centrum badawczego w Malmo, partnerzy osób chorych na nowotwory chorują na zawały serca czy udary mózgu od 13 do 29 proc. częściej. Najprawdopodobniej ma to związek ze stresem, na który są narażone.

Wcześniejsze badania wskazują, że krewni osób przewlekle chorych - a zwłaszcza tych z nowotworami - są też bardziej narażeni na choroby psychiczne oraz depresję. Stres i depresja za pośrednictwem układu nerwowego podnoszą ciśnienie tętnicze krwi i nasilają procesy zapalne - co sprzyja chorobom układu krążenia.

Co prawda partner dzieli z chorym na raka także styl życia, a co za tym idzie czynniki ryzyka. takie jak spożywanie alkoholu czy palenie, niezdrowa dieta bądź brak aktywności fizycznej. Jednak najwyraźniej ma to niewielkie znaczenie - dla okresu przed rozpoznaniem raka ryzyko zachorowań na choroby układu krążenia podniesione jest zaledwie o 3 do 5 proc. w porównaniu z resztą populacji.

Autorzy zwracają uwagę, że redukowanie stresu związanego z chorobą partnera może mieć duże znaczenie dla zapobiegania zawałom i udarom.

PAP - Nauka w Polsce





W najgorszych chwilach mego życia zawsze mogłem liczyć na przyjaciół.
Odtąd wiem, że pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to poprosić o pomoc. Paulo Coelho




Przewodowy NST, G2, T3N0Mx, TNBC, 6 x FEC (3 przed operacją), yT2N0Mx

Tola (offline)

Post #17

21-05-2012 - 09:51:42

Chojnice 

Moja bratowa jest 16 lat po mastektomii,3 lata walczy z przerzutami do płuc .Widziałam się z nimi niedawno. Brat powiedział mi coś do czego nie przyznał się wcześniej nikomu .Zrobił to chyba dlatego,że jestem też chora. Przez krótki okres miał myśli samobójcze. Przerosła go bezradność wobec choroby bratowej,kiedy po ostatnich agresywnych chemiach czuła się fatalnie. Rozmawialiśmy szczerze ponad godzinę. Na szczęście już się z tego otrząsnął.



Zawsze się cieszę.bo cieszę się,że żyję!!!




Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 21-05-2012 - 09:52:29 przez Tola.

agafi (offline)

Post #18

21-05-2012 - 21:27:30

 

ja dzien po mastektomi w szpitalu rozmawiałam z panią psycholog .....i mój mąż też.......na kolejny dzień pani psycholog przyszła i do mnie powiedziała że daje rade a mężowi że jest już blisko tkz.czerwonej linii...nie miałam świadomosći zajęta chorobą że moje kochanie jest w takim stanie.....jest od samego początku ze mną ...perfekcyjnie potrafi sie znaleźć w każdym etapie tej ciężkiej drogi ....ja po operacji dobrzeje i mam nadzieje że mąż teź troche sie podniesie.......( martwienie sie o kogoś bliskiego jest koszmarem i nie wiem czy dałabym rade na jego miejscu) ....a jeśli chodzi o rodzine i znajomych też sie spisali "poszły wszystkie ręce na pokład" i dlatego dam rade.....

Konstancja (offline)

Post #19

08-06-2012 - 21:46:28

Bielsko-Biała 

załamkaCześć dziewczyny zazdroszczę wam mężów,bo moj zostawił mnie i dzieciaki w tak wstrasznej sytuacji.Niestety smutne.....
Ale dzieciaki dają radę .Pozdrawiam bezradny

KaBu (offline)

Post #20

28-12-2012 - 02:02:18

 

Witajcie,

choruje moja mama. Nieoficjalnie. Mama przyznała się tylko tacie, powiedziała mu, że ma duży szybko narastający guz piersi i za kilka dni pójdzie go usunąć. Tyle. Tata chyba nie dał rady unieść tego sam i powiedział mojemu starszemu bratu, oczywiście w tajemnicy, a brat mi. Muszę nadmienić, że jesteśmy kochającą się rodziną składającą się z wyłącznie, i tu zaskoczenie, dorosłych ludzi. Nigdy nie było między nami takich tajemnic. Niedawno ciężko chorował tata i my wszyscy razem tę chorobę przeżyliśmy. Wiem, że dla mamy mimo naszego wieku jesteśmy i zawsze będziemy dziećmi i za wszelką cenę będzie próbowała nas chronić. Choćby przed lękiem o nią samą. Byliśmy dziś u rodziców i liczyłam, że mama nam powie. Tak się nie stało. A więc wiemy, że jest chora, chcemy ją wesprzeć, ale nie możemy, bo mimo wycieku szanujemy fakt, że nie chce abyśmy byli wtajemniczeni. Mama przyglądała mi się dzisiaj kiedy się ubierałam do wyjścia z takim wzruszonym półuśmiechem. Jedno z takich nieopisanych spojrzeń, jakie tylko mama może posłać...tym razem mnie zmroziło. Nie wiem co się dzieje w jej głowie teraz, nie wiem jak ona sobie to poukładała, czy to sobie wogóle jakoś poukładała i ta niewiedza mnie przeraża bardziej niż sama konieczność walki z chorobą. Z drugiej strony nie mogę podejść i jej powiedzieć wprost, że wiem. Miło spędziliśmy dziś wieczór wszyscy razem, jak zawsze i jakby nigdy nic. I może o to mamie właśnie chodzi? O zachowanie normalności? Za kilka dni czeka ją operacja i minimum 8 dni w szpitalu. Kiedy zamierza mi powiedzieć? Nie wyobrażam sobie przy niej nie być. Co robić? Jak jej pomóc i nie zranić?

Ella (offline)

Post #21

28-12-2012 - 02:40:22

Gorzów Wlkp. 

Za kilka dni się rozstrzygnie. Może mamie chodzi o tych kilka "spokojnych" dni dla was. Nie zdaje sobie sprawy, jak obciążyła tatę.
Tych kilka dni można poczekać. Na szczęście to krótki czas.
Nie uważam, że słuszne jest takie oszczędzanie bliskich, bo nie daje się im szansy towarzyszenia chorej osobie, co jest bardzo ważnym spoiwem w rodzinie.
Ale czasem trzeba uszanować wolę naszych drogich bliskich. Przynajmniej przez kilka dni uśmiech
A potem delikatnie wytłumaczyć, że nie tędy droga. Czy mama chciałaby, żeby przed nią ukrywano chorobę dziecka?
Życzę mamie powrotu do zdrowia.
I proszę korzystać z naszego forum - tu jest wiele przydatnych informacji i wiele kobiet umiejących dać wsparcie.

lulu (offline)

Post #22

28-12-2012 - 06:46:20

k/Kwidzyna 

KaBu ja podobnie podeszłam do tego problemu, mąż dowiedział się wtedy kiedy musiał ... jak jechałam na biopsję. Nie wiedziałam dokładnie jak ta biopsja wygląda, jak się będę czuła po niej, więc mu powiedziałam, bo jechaliśmy razem. To też był czas przed świętami i nie chciałam burzyć nastroju w rodzinie, rodzina dowiedziała się jak miałam wyznaczony termin do szpitala.



Na Forum od 07 lutego 2008

2007 amputacja prawej piersi, 5 lat na Tamoksyfenie, Egistrozolu, Mamostrolu
2015 amputacja lewej piersi, 4xAC, rok Herceptyna
Nigdy nie jedz do syta. Jedna trzecia żołądka dla pokarmu, jedna trzecia dla napoju, jedna trzecia dla ducha.
je

agawa (offline)

Post #23

28-12-2012 - 10:14:58

okolice 

KaBu, po prostu uszanuj na ten moment decyzję Mamy. Ona tak chciała - z ważnych dla siebie powodów...
Może chciała Wam oszczędzić zmatwień i trosk w czasie Świąt?
Może myślała, że patrząc na Wasze przerażenie będzie się bać jeszcze bardziej?
Może nie chciała łez? ani swoich, ani Waszych?
A może miała inne powody?

Ona podjęła taką decyzję.
A Wy możecie się o nią troszczyć w takkich granicach, w jakich ona na to pozwala. I wiem, że chciałyś inaczej...

Zapewne, gdy przyjdzie czas operacji - będzie to ten czas, gdy Mama karty odkryje. I też wtedy będzie to ten czas, gdy będzie potrzebowała uważności i byciu koło niej. I wsparcia emocjonalnego, trzymania za rękę, bycia razem w lęku, i przynoszenia smakołyków czy ciekawego filmu/książki, załatwieniu formalności, porozmawianiu z lekarzem, zakupieniu klina pod rękę, ułożenia poduszek, upieczenia ciasta, odbierania telefonów od osób, z którymi będzie chciała rozmawiać później, a nie tuż po operacji, chodzeniu na kolejne wizyty do szpitala, zawożeniu na zalecone dalsze leczenie....

Jak widzisz wiele chwil, w których będziesz Mamie bardzo potrzebna.
Teraz woli być z tym sama.
A Tatę z pewnością obciążyła nadmiernie bez złych intencji. Zapewne pomyślała, ze skoro ona sobie radzi, to on też sobie da radę....

Przytulam Was wszystkich buziak

KaBu (offline)

Post #24

29-12-2012 - 00:55:56

 

Dziękuje Wam za słowa wsparcia, pomoc w zrozumieniu sytuacji i życzenia powrotu do zdrowia. Wasz odzew bardzo wiele dla mnie znaczy i bardzo pomaga. Myślę sobie, że musimy się teraz zmierzyć z tym co zesłał nam los i teraz mam świadomość, że przyszła kolej na tę formę miłości, która objawia się w szacunku i zrozumieniu kochanej osoby dotkniętej chorobą bez zadawania zbędnych pytań. "Po porostu" wydaje mi się być w tej chwili jedyną odpowiedzią na setki dręczących mnie myśli. Postaram się unieść ponad własny egoizm, który domaga się udzielania pomocy i bycia potrzebnym. Mama w końcu będzie musiała powiedzieć, więc doczekam...pewnie nie chciała abyśmy się zamartwiali...nigdy nie starała się być w centrum uwagi, więc i teraz nie jest inaczej. Ella ja też się zastanawiałam, czy gdyby choroba dotknęła mnie, a nie moją mamę, to czy od razu informowałabym najbliższych....odpowiedź brzmi raczej nie, mimo, że rzeczywiście powinno pozwolić się na udzielanie wsparcia. Lulu, jak zareagowała Twoja rodzina, kiedy się dowiedziała? I jak poradziłaś sobie z wiadomością o chorobie sama? Agawa, dziękuję Ci za wpis. Uświadomiłaś mi, że dopiero wkroczyliśmy w pewien nowy etap i na pewne decyzje należy po prostu pozwolić i nie pytać dlaczego. Sama nie wiem, jak zachowałabym się w takiej sytuacji. Myślę jeszcze o tym, czy aby nie przyznać się tacie. Biedny, nie wie już sam jak ma ukrywać prawdę przede mną i widzę, że jest mu bardzo niezręcznie. Może chociaż jemu będzie lżej, kiedy się dowie, że jesteśmy z tym razem...Życzę Wam spokojnej nocy i dziękuję raz jeszcze.

Ella (offline)

Post #25

29-12-2012 - 02:05:01

Gorzów Wlkp. 

No tak, Ty przecież wiesz od brata. Ale widzę, że masz dużo wyczucia i domyślisz się, czy i kiedy dać tacie do zrozumienia, że wiesz.
Tak jak przypuszczałam, dziewczyny wpisując się po mnie rozwiną temat, każda przez pryzmat własnego doświadczenia.
Ja akurat uważam, że w chwilach krytycznych (a rak to nie grypa) powinno się mówić najbliższym o tym, co nas spotyka.
Ale każda rodzina ma swój sposób komunikacji, więc 'dobre rady' trzeba prześwietlać, żeby nie zadziałały przeciwnie.
Trzymam kciuki za leczenie mamy.
Mamy tu specjalistki od tłumaczenia wyników histopatu, zresztą w "Bazie wiedzy" jest sporo na ten temat.
Dobrej nocy buzki

lulu (offline)

Post #26

29-12-2012 - 05:55:04

k/Kwidzyna 

Moja rodzinka ... strach i niepewność. Początkowo nawet tego nie zauważałam, bo zajęta byłam sobą i staraniami o podjęcie jak najszybciej leczenia. Po operacji starałam się dać im do zrozumienia, że nie mają czym się przejmować, że będzie dobrze, bo pomimo niepewności, gdzieś tam głęboko miałam to przekonanie, że to tak szybko się nie skończy, że wyjdę z tego. Ale na wszelki wypadek, tak delikatnie, porządkowałam sprawy doczesne.



Na Forum od 07 lutego 2008

2007 amputacja prawej piersi, 5 lat na Tamoksyfenie, Egistrozolu, Mamostrolu
2015 amputacja lewej piersi, 4xAC, rok Herceptyna
Nigdy nie jedz do syta. Jedna trzecia żołądka dla pokarmu, jedna trzecia dla napoju, jedna trzecia dla ducha.
je

roza3 (offline)

Post #27

29-12-2012 - 08:49:12

 

KaBu...mama nic nie mówi....na razie, ponieważ boi sie waszej reakcji.....zapewne płaczu....zamartwiania się
czeka na odpowiedni.....według jej uznania...... moment

mój ojciec dowiedział się, kiedy byłam juz po operacji
nie chcieliśmy mu mówić, ponieważ był po zawale......a miesiąć wcześniej zabrało go pogotowie z arytmią
przesunęłam operacje o tydzień, bo akurat jechałam z nim na konsultacje w sprawie jego operacji na bajpasy....i udawałam, że jestem "cała w skowronkach", bo jeszcze jego musiałam wspierać, bo sie okazało, że do operacji sie nie nadaje, bo ma słabe serce

no jak miałam ojcu w tym momencie powiedzieć, że mam raka .......jego pierworodne dziecie.......nasza mama zmarła na raka piersi 20 lat wcześniej......zresztą teściowa ojca też

czekałam na odpowiedni ....według mnie.....moment do powiedzenia o chorobie
powiedziałam,że idę na badania.....i postanowiłam,że jak będzie po wszystkim, to sama ojcu powiem
.....no niestety....siostra, która mieszkała z ojcem nie wytrzymala już napięcia....i powiedziała mu kiedy byłam w szpitalu...juz po operacji
ale wybrała długi sierpniowy weekend, kiedy wszyscy byli w domu....i w razie cuś.....można było ojca ratować

qurcze...juz zapomniałam prawie o tym zdarzeniu
ale tak postepują chorzy, aby chronić swoich najbliższych
KaBu.....mama nie wie zapewne jak ma to zrobić
może po prostu powiedz jej, że juz wiesz......bo takie udawanie przed rodziną, że jest wszystko w porządku , to dodatkowy stres dla chorego

pamietam jaki mi kamień z serca spadł, kiedy siostra zadzwoniła do szpitala i powiedziała mi, że ojciec juz wie....i mogłam z nim normalnie porozmawiać

życze wytrwałości na poczatku drogiuśmiech



"nie jest ważne ile dajesz, tylko ile miłości w to wkładasz"

Halinka (offline)

Post #28

29-12-2012 - 09:37:23

 

Cytuj
KaBu
...będzie lżej, kiedy się dowie, że jesteśmy z tym razem...

Kabu, myślę, że tutaj napisałaś bardzo ważne słowa - dlatego WEDŁUG MNIE warto jak najszybciej przytulić i powiedzieć Rodzicom, że wiesz...serce

agawa (offline)

Post #29

29-12-2012 - 12:03:57

okolice 

Tylko przyszłam przytulić buzki

majka1 (offline)

Post #30

13-03-2013 - 09:18:07

Jastrzębie -Zdrój 

Ja mam bardzo dzielnego meza od początku mnie bardzo wspierapociesza nigdy nie dał mi do zrozumienia ze przez to iż jestem chora jestem gorsza , jak wypadły włosy pomóg mi ogoloć głowę, rodzina troche gorzej to przechodzi mama na poczatku zawsze płakała jak mnie widziała, najgorzej chyba mój kochany dziadek który ma za sobą walkę z rakiem tarczycy i rakiem jelit ma 87 lat i strasznie to przeżywa, nawet siostra mi kiedyś powiedziała ze modli sie do Boga zeby jego zabrał a mnie oszczedził płacze,. Mam swietne bratowe które pomogają mi bardzo, zawsze gdy mam gorsze dni dają mi takiego kopa ze od razu mi lepiej. Znajomi nie potrafią zrozumiec jak ja moge tak spokojnie o chorobie rozmawiac każdy kto sie dowiedział zawsze patrząc na mnie wzruszał sie. Przez pierwszy miesiac bali sie dzwonić pytac co u mnie słychać. Niestety sa też ludzie którzy negatywanie wpływają na nas np. w pracy mojego męża jeden z jego szefów powiedział mu ze on wie co mój mąz czuje jego żona ":była" też chorowala na raka piersi miała operację pożniej rekonstrukcję ale przez hormony stała sie oziebła w łóżku nie miała miesiaczki co powodowało ze mnieli problemy w czasie współżycia a on jest młody i musi sie wyszalec!!!! I tak sie stało ze teraz ma kolejna żone z tamtą sie rozstał. Mój mąz był w szoku gdzy słuchał co on mu opowiada jak tak można przedmiotowo traktowac kobiete . Na szczęscie mój mąż jest zupełnie inny.Nigdy nawet po opercaji nie odczułam ze ma wstret do mnie nawet przeciwnie wiedze ze bardziej sie troszczy o mnie a jesli chodzi o sex nić sie nie zmieniło ok I dziekujke Bogu za taka rodzinę i znajomychbuzki





DUM SPIRO SPERO - dopóki oddycham nie tracę nadziei





Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 13-03-2013 - 09:24:44 przez majka1.
Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.

Kliknij żeby zalogować

Użytkownicy online

Gości: 681
Największa liczba użytkowników online: 77 dnia 11-10-2011
Największa liczba gości online: 134213 dnia 15-09-2024