Jak radzą sobie z naszą chorobą nasi mężowie, rodziny
nanet (offline) |
Post #1 18-03-2013 - 11:36:02 |
Konstancin/Góra Kalwaria |
Wiesz, co Majka1 może dzieli nas wiek, ale mężów to my mamy podobnych. I dziadek u mnie tez się znalazł ma 86 lat i dzielnie mnie wspiera. U mnie to wszystko wygląda trochę podobnie, ale nie do końca. Mąż jak mąż gdybym wiedziała, że tak się zmieni w sferach intymnych oczywiście to bym sobie tego cycocha sama obcięła już parę lat wcześniej. Normalnie raj na ziemi. Co do ludzi idiotów – dla tych właśnie żyję – nie dam im satysfakcji, aby tak jak piszesz traktowali ludzi, kobiety przedmiotowo. U Ciebie tzn. twojego męża „kretyn” szew (daj mi go w łapska) martwił się tylko o sex i swoją dupę, ale są jeszcze innego rodzaju ludzie świnie – mianowicie tzw. obserwatorzy. Nie pomoże, ale zaszkodzi. Obserwuje i czeka jak się tylko tobie noga podwinie to od razu jest, o czym mówić i czasami mam wrażenie, że osoby takie się karmią takimi wiadomościami, czyli cudzym nieszczęściem. Jakby wtedy im samym lżej się żyło, bo ich osobiste problemy odchodzą gdzieś na inny plan. Dlatego musze żyć bonie mogę im dać satysfakcji, aby mieli, o czym sobie poplotkować i się cieszyć cudzym nieszczęściem.. Mama tak jak mam a na początku się popłakała a potem, zaczęła dzielnie ze mną walczyć z choróbskiem tzn. na swój sposób. Tatusiowe, ( bo u mnie ich dostatek) jeden biologiczny i drugi ten, co chował dzielnie mnie wspierają. Jeden słownie drugi finansowo, czyli każdy tak jak najlepiej umie. I niech tak pozostanie. Najlepiej walczy ze mną mój 6 letni maluszek. Zawsze jak przyjadę ze szpitala czy od lekarza pyta się jak się czuję? czy wszystko dobrze? Jak brałam chemię nawet herbatkę przynosił mi do łózka i opowiada jak to jemu śni się już nie żyjąca babcia, która opowiada mu przez sen, że mamusia będzie jeszcze długo żyła. I on w to wierzy. Pomału i ja zaczynam.
„Gdy tkwisz głęboko w ciemnym wąwozie bólu, stajesz się głuchy na słowa. Ukojenie i schronienie przynosi wówczas tylko ciepło dotyku i ramiona innych osób”. John O’Donohue |
agafi (offline) |
Post #2 18-03-2013 - 11:57:19 |
|
dziewczyny .....ja też ciągle powtarzam że uratował mnie mój mąż ......i choc pani psycholog na oddziale jak była u mnie po operacji i rozmawiała równiez z mężem -oceniła ( ku mojemu zaskoczeniu) że mąż jes bliski "czerwonej" linii zalamania ( ja tego nie odczułam )spisał sie koncertowo ......był i jest przy mnie......mija rok ....mąż już mówi że "wygrałam z rakiem" a ja.......tak jeszcze nie potrafie głośno powiedzieć......
|
elisabeth (offline) |
Post #3 18-03-2013 - 12:22:28 |
Lubuskie |
W moim przypadku mąż zrobił się bardziej troskliwy i opiekuńczy,nawet powiedział że kocha mnie coraz bardziej. Planuję rekonstrukcję piersi ale on jest przeciwny .Liczyłam na jego wsparcie ,pozytywną opinię do mojego zamiaru natomiast z jego strony nie ma aprobaty,twierdzi że chce mnie uchronić przed komplikacjami i ryzykiem jakie niesie ponowna operacja.Jakich argumentów użyć?
W życiu wszystko ma swój zmierzch. Tylko noc kończy się świtem. |
amor (offline) |
Post #4 26-03-2013 - 21:09:29 |
Siemianowice Sl. |
Powiedziec szczerze ,ze tobie jest potrzebna rekonstrukcja , dla lepszego samopoczucia, podniesienia samooceny itd. dla poczucia się zdrową, ze nie boisz się komplikacji i ryzyka. Zastanow się dobrze - dlaczego jej chcesz i potem mu to powiedz.
|
smokooka (offline) |
Post #7 30-07-2013 - 21:31:05 |
Warszawa |
Wczoraj rozmawiałam z terapeutką o swoim 16 letnim synu, że nic się nie zmieniło w jego zachowaniu i że nie jest opiekuńczy (tak w skrócie) Powiedziała mi, że mam go wyraźnie prosić o pomaganie choćby non stop, bo on widząc, że sobie radzę jakoś to zachowuje się jak zwykle, trochę wypierając tę moją chorobę, dopiero jak widzi że ledwo dyszę to bez problemu pomaga. Dlatego mam go informować choćby sto razy że moja kondycja jest marna. Dobrym przykładem jest takie zwizualizowanie, że jak byłam zdrowa to miałam np 20 jednostek siły dziennie a teraz mam 4 jednostki siły na tydzień i muszę sobie z tym radzić. Można to pokazać na przykładzie pieniążków w ten sam sposób - 20 zł/dziennie i 4 zł na tydzień. Dzieci po pierwsze się boją naszej choroby, po drugie działa mechanizm obronny wyparcia, po trzecie nie znają się na tym po prostu i wciąż są tylko i aż dziećmi. Możemy od nich chcieć pomocy ale nie niemożliwych rzeczy, więc i t cierpliwość i szacunek też jest niezbędny.
|
m101 (offline) |
Post #8 14-08-2013 - 09:31:52 |
|
Moja mama jest chora. A ja się czuję winna. Co z tego, że ją wspieram i jej pomagam, jak nie umiałam jej namówić,żeby poszła wcześniej się leczyć. Taj strasznie się bała leczenia i operacji,ze rok przeczekała. A to, jak się okazuje, bardzo długo w takiej chorobie. Teraz rak jest zaawansowany. Leczy się co prawda, ja i ojciec jej pomagamy, ale mam straszne wyrzuty sumienia. Jak się to wszystko zaczynało, akurat poznałam kogoś, z kim zaczełam się spotykać, pochłonęło mnie to za bardzo. Dziś związek się skończył (z róznych powodów, był to zresztą związek toksyczny, ten ktoś nie rozumiał,że mam chorą matkę). Chyba nie chciałam zdać sobie sprawę,że to naprawdę poważna choroba. Żyłam złudzeniami. Powinnam na siłę ją posłać do lekarza. To wszystko moja wina. Nie wiem, jak się ukarać, za to,że nie uratowałam mamy, boję się,że umrze. Nie mam nikogo oprócz niej. jest co prawda jeszcze ojciec i mój młodszy brat, ale nikt nie zastąpi mamy. Co robić?
|
b_angel (offline) |
Post #9 14-08-2013 - 09:34:39 |
radom |
nie jesteś niczemu winna
i nie masz za co sie karać skoro mama nie chciała się leczyć to nic nie mogłaś zrobić - przecież na siłe byś jej nie zaciągnęła do lekarza - to był jej wybór wina leży raczej w niskiej edukacji społeczeństwa na temat nowotworów i ich leczenia . . . . . . . . . . . . . . ...na forum od 16 listopada 2005 ... |
zojdan (offline) |
Post #10 02-02-2016 - 13:08:38 |
Katowice |
Od przeszlo trzech lat z mezem jestem w nieoficjalnej separacji.Mieszkamy nadal razem."Uprzyjemnia" mi czas jak tylko moze Gdy szlam na USG ,juz bylam swiadoma ze to zlosliwiec we mnie siedzi.Guz duzy w dotyku i krwisty wyciek.Starszej corce 22lata powiedzialam przez tel ze mam guza w piersi.Mieszka poza domem w moich rodzinnych stonach steki km. Przyjechala i jej widok i obecnosc podnosi mnie na duchu ,tymbardziej ze atmosfera nie za ciekawa w domu.
Jednak wczoraj gdy uslyszalam od onka ostateczne rozpoznanie guza ,na pytanie corki jaki wynik biopsji ,przeprosilam ja mowiac ze powiem gdy bede gotowa. Maz wie tylko to, co uslyszy gdy rozmawiam z siostra przez tel.Przykre, ale dla mnie jest ostatnia osoba ,z ktora mialabym ochote dzielic moje smutki czy radosci. Oczywiscie wscieka sie ,ze ignoruje jego osobe i nie uswiadamiam na bierzaco.Mam to w nosie. Z synami jeszcze nie rozmawialam,przed operacja porozmawiam. Najtrudniejsza rozmowa mnie czeka z najmlodsza coreczka,ma tylko 10 lat i jest wyjatkowo wrazliwa.Nie moge jej powiedziec,ze mam raka,kurcze ale o operacji jakos delikatnie musze ja przygotowac........ Starsza siostra jest wsparciem dla mnie,dzwoni,pociesza i zabrania czarnowidztwa |
braja (offline) |
Post #13 02-09-2016 - 23:32:53 |
|
Najbardziej pomożesz sama obecnością, osobistą czy telefoniczną (nie wiem czy mieszkacie razem). Trudno radzić szczegółowo, gdy nie znamy osoby, chorzy najczęściej potrzebuja pomocy w pracach domowych gdy się słabo czuja, ale jeśli mama się będzie dobrze czula to na siłe bym jej nie wyręczala, bo zajecie się czymś pomaga zapomnieć o chorobie. Ludzie sa rózni, jedni za wszelka cenę probują po diagnozie życ jak poprzednio, inni zmieniają różne rzeczy. Ważne, żeby ja wesprzec psychicznie. Jeżeli jest bardzo załamana to namówić na wizytę u psychologa.
|
lulu (offline) |
Post #15 03-09-2016 - 11:05:19 |
k/Kwidzyna |
Masz prawo się bać, tylko aby ten strach nie paraliżował Ciebie. Ja przy swojej chorobie mniej się bałam, niż przy tym jak dowiedziałam się, że mój brat ma szpiczaka. Czas mijał, i ja i on dajemy sobie radę, ja nawet zaliczyłam powtórkę, jestem jeszcze w trakcie leczenia. Jak widzisz da się to ogarnąć. Jak sama dojdziesz do tego, że ta sytuacja Cię przerasta, to skorzystaj z pomocy specjalisty, psycholog, psychiatra, to też są lekarze, też pomagają.
Na Forum od 07 lutego 2008 2007 amputacja prawej piersi, 5 lat na Tamoksyfenie, Egistrozolu, Mamostrolu 2015 amputacja lewej piersi, 4xAC, rok Herceptyna |
jagodula (offline) |
Post #17 03-09-2016 - 20:19:48 |
Sławkow |
Dla mnie to też był szok. Moja córka, chemik z wykształcenia zajęła się składem leków i ich działaniem... Po pewnym czasie powiedziała mi, że to łagodziło jej strach o mnie i o to co może się stać. Dzielnie tkwiła przy mnie w trakcie czerwonej chemii, przyjeżdzała z Wrocławia z wydrukami działań leków. Syn, lekarz był ze mną w szpitalu,kiedy miałam wszczepiany port. Twierdził,że on się na onkologii nie zna, bo jest anastezjologiem. Potem na jego półce znalazłam podręcznik dotyczący raka piersi... Mąż był zawsze, tak jak teraz. Czuły, współczujcy i bardzo przerażony.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 03-09-2016 - 20:21:18 przez jagodula. |
lulu (offline) |
Post #19 03-09-2016 - 22:25:05 |
k/Kwidzyna |
Przy leczeniu chemią i jeśli przewidywane są wielokrotne wlewy, to cudowna sprawa. Ja mam port. Miałam przez port podane trzy czerwone i dalej jestem na herceptynie. Nie ma problemu, że chemia pójdzie bokiem, że badanie krwi się nie powiedzie, bo krew też pobierają przez port. Jest to ogromna oszczędność żył. Ja polecam.
Na Forum od 07 lutego 2008 2007 amputacja prawej piersi, 5 lat na Tamoksyfenie, Egistrozolu, Mamostrolu 2015 amputacja lewej piersi, 4xAC, rok Herceptyna |
Katipat (offline) |
Post #23 15-09-2016 - 06:50:19 |
Gorzów Wielkopolski |
Mój partner wiedział o wszystkim od początku. Jeździł ze ma na większość badań czy po wyniki. Na pierwszym konsylium dowiedziałam się ze będę miała usunięta całą pierś choć początkowo ordynator mówił ze najpierw dostane chemię a później będzie zabieg oszczędzający.gdy wyszliśmy z sali reakcja mojego chłopaka mnie zaskoczyła ale też pokazała ze nie mam czym się przejmować. Powiedział "co ty się przejmujesz? Zrobisz sobie nową pierś. Ładniejsza. " chodziło o rekonstrukcje. Ale jego reakcja znaczyło dla mnie bardzo dużo. Teraz jak jestem po operacji i pierwszej chemii mówimy tylko o tym ze to minie. Nie chce jakoś specjalnie rozmawiać. Ten temat w sumie go drażni. Nie wiem co zrobić żeby się otworzył.
|
Al_la (offline) |
Post #24 16-08-2018 - 10:09:16 |
k/Warszawy |
[www.zwrotnikraka.pl]
W najgorszych chwilach mego życia zawsze mogłem liczyć na przyjaciół. Odtąd wiem, że pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to poprosić o pomoc. Paulo Coelho Przewodowy NST, G2, T3N0Mx, TNBC, 6 x FEC (3 przed operacją), yT2N0Mx |
ricarda05 (offline) |
Post #25 19-12-2018 - 19:19:24 |
Olsztyn |
Gdy 14 lat temu wróciłam po operacji do domu, zaproponowałam mężowi aby spał w drugim pokoju...odpowiedziała "na podłodze ale przy Tobie" ,Wiedziałam że mogę na niego liczyć, nie należy do osób wylewnych, uważa że nie słowa a czyny są ważne. Gdy po 8 latach wróciła gadzina, był ze mną ,pomocny w każdej sytuacji . Rok temu ,pojawiły się przerzuty do wątroby....i pojawiła się Hiena cmentarna . Młodzieńcza miłość mojego męża. Odnalazła go na fb .Pisanie , rozmowy przez telefon, spotkania . Mieli wspólny temat rozmów ,gdyż współmałżonek ( nr.2) hieny też choruje na raka. Oczarowała go chyba swoją pozycją zawodową z-ca prezesa banku w Warszawie ,działalnością charytatywną w Warszawskim Hospicjum dla dzieci. Wiedziała na bieżąco co się dzieje ze mną. Gdy ja po chemii łysa, po sterydach napompowana i krościata na twarzy (przyplątał się trądzik różowaty)snuję się po chałupie...ona wysyła swoje zdjęcie "śpiącej królewny" jaka to ona jest ładna zadbana w łóżku. Chłopina w siódmym niebie.I stało się nieszczęście dla niego...bo zorientowałam się że coś dzieje się z nim. Nigdy tego nie robiłam ,ale jedno zerknięcie do telefonu i sprawa wyjaśniona....Na moje pytanie czy obydwoje jako hieny cmentarne czekają teraz na nasze zejścia aby być razem...był zaszokowany. Proponowałam mu parę razy rozwód..."ty będziesz szczęśliwy a ja spokojna" Przemyślał sytuację , za dużo by stracił... rodzinę. Zerwał znajomość tak mówi...ale ja straciłam zaufanie do niego. Oczywiście stres , depresja zrobiły swoje. Tłumaczył się że to były żarty , wirtualny świat. Tylko dlaczego słowa które powinnam ja je usłyszeć przez 34 lata naszego małżeństwa( a nigdy nie padły) były skierowane do niej?...Córkom powiedziałam ,że jakby kiedyś tatuś przyprowadzi do domu p.Dorotę to mają psem poszczuć i z czwartego piętra wy.... .Acha i nie chcę go widzieć na moim pogrzebie aby nie było "Drogiej żonie -kochający mąż " Sytuacja obecna...opiekuje się mną, spełnia każde moje życzenie...ale dla mnie to już nie to.
|
Pollik (offline) |
Post #26 19-12-2018 - 20:31:44 |
Warszawa |
Smutne jak bardzo twój mąż wpisał się w scenarisz z pospolitego romansidła. I potwierdził, że pewność w życiu nie istnieje, szkoda...
Współczuję rozczarowania, serdecznie cię pozdrawiam Wyląduję, zrobię pierwszy krok i kolejny, i kolejny... mastektomia prawostronna z węzłami wartowniczymi. rak przewodowy naciekający hormonozależny G1, pT1c N0(sn). ER i PgR 100%. PS =5, IS=3, CS=8. HER2- . Ki 67 5% Od 20 stycznia 2017 Tamoxifen[/small] |
dziubas (offline) |
Post #27 19-12-2018 - 21:27:28 |
Gdańsk |
ricarda05! a moze to doswiadczenie potraktowac jako próbę... , tak dla niego, jak dla Ciebie... , jestesmy ludżmi i zdarzają się nam i nadal zdarzac będą podpadówy, ja wiem, ze nie znam siebie i nie jestem w stanie reczyć, ze kiedyś nie dam ciała... , wiem, ze w tym najwazniejsze jest, zeby sobie i innym wybaczać..., wiem jakie to trudne... , ciagle próbuje z Boża pomoca!
rak przewodowy, G1, wym. 0,8x0,6x0,9 cm, ER 95%, PgR 10%, Her2-neg, Ki67 1%, w wartowniku mikroprzerzut, pT1bN1(sn)Mx, operacja oszczędzająca z biopsja wartownika, radioterapia 25x, brachyterpia, hormonoterapia-tamoxiffen do 10lat po 8,5 roku rak endometrium, operacja unowoczesniona z resekcja macicy, przydatków, węzłów biodrowych i brzusznych i wyrostka robaczkowego, rak pierwotny, rokowania dobre, stan zaraz po operacji i póżniej - bardzo dobry, oblgatoryjnie naświetlania - wybrałam narazie tylko brachyterapię, na kikut macicy, do tamoxiffenu juz nie wróciłam Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 19-12-2018 - 21:29:10 przez dziubas. |
renatar (offline) |
Post #28 20-12-2018 - 10:27:06 |
sieradz |
Ricardo nie napiszę że cię rozumiem bo to niemożliwe ale to ty wygrałaś, nawet wtedy kiedy wyglądasz tak jak wiadomo podczas chemii, stworzyłaś mu dom i rodzinę. Tego już mu nikt nie da. Pozdrawiam.
T3NOMO/ER10 PR10procent\12 taksanów,3AC,lampek 25.Tamoksifen.Inwazyjny śluzowy. |
braja (offline) |
Post #29 20-12-2018 - 15:47:35 |
|
Zgadzam się z dziubaskiem, to była wygrana próba miłości! Tamta była tylko poduszką do wypłakania się z powodu Twojej choroby, gdyby nie choroba jej męża nawet nie mieliby jak odnowić tej znajomości. Widocznie emocjonalnie sytuacja zaczęła go przerastać i wpadł w pułapkę. Skup się na tu i teraz, bo masz go tu i teraz. A jakakolwiek Dorota czy Izaura zechciałaby mu zawrócić w głowie jeśli zostanie wdowcem (co może się wcale nie wydarzyć)- to i tak zawsze będzie współdzieliła ten związek z Tobą, bo Ty zajmujesz ogromną część jego serca Popłacz sobie jeszcze, niech gniew odpłynie i pogadajcie sobie o tym co Was łączy a z czym macie problem
|
ricarda05 (offline) |
Post #30 20-12-2018 - 20:07:05 |
Olsztyn |
Witam...w całej tej mojej historii najbardziej żal mi męża (nr.2) hieny. Ona szuka już jego następcy, a co zrobi jak chłopina wyzdrowieje ? A życzę mu tego ze szczerego serca ,jak pacjent-pacjentowi. Hiena chciała coś mojego-to mogę jej dać ,rak piersi ,kości ,wątroby , niech wybiera ale co tam... zaszaleję oddam jej wszystko , a niech ma nie będę jej żałować Pollik pięknie to ujęłaś ''pospolite romansidło'' i niech tak zostanie bo mógł być kryminał. Ja do tej pory osoba spokojna , dusząca wszystko w sobie , zalewająca łzami poduszkę przeistoczyłam się w taki wulkan ,że Etna to przymnie mały Pikuś Całe życie powtarzam , "że psu ,pogodzie i mężczyźnie to nie wiara" tylko szkoda ,że doświadczyłam tego osobiście. Dziubasku masz rację trzeba wybaczyć, ale to cholernie trudne...muszę to zrobić dla siebie, aby osiągnąć wewnętrzny spokój...orka na ugorze. Ale zaufanie już nie wróci Renatar to prawda tę rodzinę stworzyliśmy razem i wiem , że w razie rozwodu straciłby wszystko .Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam to wizyta w banku i podzieliłam pieniądze na pół, poinformowałam że to moje zabezpieczenie . Mówiłam o sprzedaży mieszkania , działki . Moje zdecydowanie, szybkość decyzji bardzo go zaskoczyło. Ja tu na miejscu mam jeszcze rodziców, rodzeństwo, a on nikogo. Ma brata pod Warszawą ale w nim nie ma wsparcia...skąd takie moje przeczucie? On unika mnie jak diabeł święconej wody , nie raz miał okazję do rozmowy ze mną. Na coś mógłby przydać się starszy brat . Wiele lat temu moja mama , jako młodsza siostra doprowadziła do powrotu brata ( winowajcy) do żony i dzieci ,a tam się działo oj działo. A jaką później wspaniałą parę tworzyli ,dwa gruchające gołąbki Braja chciałabym wierzyć ,że jego ogromna część serca należy do mnie....ale nie oszukuję się. O urodzinach swej życiowej miłości pamiętał po 40-latach…z samego rana ( w kibelku ) pisał jej życzenia...ale jakie to życzenia ,takie piękne płynące z serca . Każda z nas chciałaby takie otrzymać wierzcie mi. O moich urodzinach prawie by zapomniał ( o imieninach które były miesiąc wcześnie zapomniał)… no i cierpliwie czekałam na życzenia.. usłyszałam tylko tyle " Renia wszystkiego najlepszego"...spytałam czy nie zasługuję na inne życzenia ,bo wiem że potrafi je wyrazić , czy jestem gorszego sortu ? Miałam ochotę cisnąć kwiatami które mi kupił , ale za bardzo je szanuję, niczemu nie zawiniły. Wiecie co moje drogie ,okazało się ,że jestem po prostu zazdrosna o słowa gesty. Hiena je doświadczyła a ja nie !!! Jestem babą co prawda bez cycków dwóch, macicy ale babą z krwi i kości. Moje drogie , dziękuję ,że mogłam wyrzucić z siebie...Dziękuję za Wasze słowa pani psycholog do której udałam się po pomoc (wizyta prywatna) do pięt Wam nie dorasta. Pozdrawiam. Życzę aby każda z Was znalazła pod choinką...wiadro zdrowia , wiaderko miłości i flakonik ulubionych perfum " Radosnych Świat
|