Ciąża po raku piersi i leczeniu hormonami
Tomasz. (offline) |
Post #1 07-01-2019 - 19:09:19 |
Pruszków |
Statystyka pokazuje, że o ile w rakach trójujemnych przerzuty pojawić się mogą raczej w ciągu 2-4 lat po leczeniu operacyjnym- tak w rakach hormonozależnych- pojawiają się po ponad 10, a nawet ponad 15 latach od operacji. Są na Forum osoby z ujawnieniem się przerzutów po takim okresie czasu. Stąd tendencja do przedłużania leczenia. Dylematów nie ma w słabej hormonozależności (TS=3-4/8). Tu leczenie kończy się po 5 latach- zysk z przedłużenia jest mały. Ale w rakach, gdzie były epizody w węzłach, jakiś niepokój lokalny w związku z lokalnym zaawansowaniem choroby (Uwaga- to nie tylko wielkość guza- to angioinwazja, ogniska martwicy itp) a hormonozależność jest duża TS=7-8/8) - to rezygnacja wcześniejsza nie jest powiedzmy racjonalna.
____________ Nie jestem lekarzem. Moje sugestie odnośnie leczenia należy zawsze skonsultować z lekarzem prowadzącym. |
jano0244 (offline) |
Post #2 07-01-2019 - 19:45:27 |
Mrągowo |
Nie udało mi się niestety znaleźć w polskim internecie dokładniejszych opisów wspomnianych w artykule badań i szczegółowej rekomendacji ASCO, ale można poczytać poniższy artykuł.
Artykuł Pamiętam też wnioski z korespondencji z dr Gruszweld (dotyczącej leczenia hormonalnego mojej żony), a które opierały się zapewne na wynikach badań klinicznych, wspomnianych w artykule. Wnioski te można zawrzeć w dwóch punktach: 1. Wymiernych korzyści z przedłużonej hormonoterapii mogą oczekiwać pacjentki z hormonozależnym rakiem piersi, u których stwierdzone zostały przerzuty do węzłów chłonnych. 2. U pacjentek bez stwierdzonych przerzutów do węzłów chłonnych, korzyść ta jest statystycznie niewielka, nie przekracza bowiem 2%. Nas dwoje, choroba tylko jedna... |
ira (offline) |
Post #3 07-01-2019 - 21:18:56 |
Pabianice |
Kiedy zachorowałam kilkanaście lat temu, zastosowano mi hormonoterapię tylko na 5 lat, tyle wówczas "przysługiwało". A gdybym dostawała przez 10, to może bym nie miała przerzutów? Ta myśl mi często kołacze w łepetynie... |
Tomasz. (offline) |
Post #4 08-01-2019 - 07:32:58 |
Pruszków |
Żona miała usunięte wszystkie węzły z 3 pięter. Nigdzie nie stwierdzono przerzutu (ani mikroprzerzutu). Była leczona 7 lat tamoxyfenem, w tym 7 miesięcy z dodatkiem Zoladexu. I znam stresy związane z zakończeniem leczenia. Nie było tu dylematów macierzyństwa z uwagi na wiek. Ale cały czas ścierają się dylematy: korzyści/koszty leczenia. A liczenie to niełatwe- większość objawów jest subiektywna (wpływająca "tylko" na jakość życia). Są na Forum osoby leczone kiedyś tam przedoperacyjnie antyhormonami (w tym jedna z licznymi przerzutami do węzłów), do antyhormonów są dodawane (w przypadku przerzutów) inhibitory kinaz białkowych (dla usunięcia hormonooporności). Coraz wyraźniej wchodzi leczenie oparte na antyhormonach. Jest jedna chora w młodym wieku, która- dla złagodzenia objawów wypadowych miała przepisane przez lekarza hormony estrogenowe (!!)- dziś walczy z przerzutami. Trend do leczenia antyhormonami się zaznaczył jakiś czas temu. Burzy on marzenia o macierzyństwie i rodzi wiele dylematów i rozterek. Warto też zwrócić uwagę, że w razie przejścia chorej przez chemioterapię jej płodność może być ograniczona - a w młodym wieku leczenie chemioterapią jest przeważnie spotykane. Sam powrót miesiączki nie oznacza automatycznie powrotu płodności. Gdybym był onknologiem to kobiecie z rakiem hormonalnie zależnym i mającej już dziecko- odradzałbym przerywanie leczenia antyormonami. W razie braku dziecka- zgodziłbym się ostrożnie na odstawienie na jakiś czas leków. I zdecydowanie odradzałbym jakiekolwiek hormonalne aktywowanie owulacji.
Dodać można, że niemal identyczne obawy i dylematy są w razie silnie natyhormonalnego leczenia raka prostaty. I tu nie tylko chodzi o samą prokreacje, ale też i jakość życia związaną z uszkodzeniami w układzie moczowo-płciowym i silnym (nieraz całkowitym) upośledzeniem sprawności seksualnej. Są podejmiwane przez chorych samowolnie decyzje odejścia od silnie antyandrogenowej terapii - i często marnie się to kończy (najczęściej masowe przerzuty do kośćca). Nie raz mówiłem- rak to choroba ciężka. W razie nieleczenia- śmiertelna. Więc ryzykowne jest popadanie w hurra optymizm z lekceważeniem leczenia uzupełniającego- gdy leczenie operacyjne zakończyło się sukcesem. Licho nie śpi. Niestety. ____________ Nie jestem lekarzem. Moje sugestie odnośnie leczenia należy zawsze skonsultować z lekarzem prowadzącym. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 08-01-2019 - 07:42:06 przez Tomasz.. |
Iwo_Iwo_123 (offline) |
Post #6 08-01-2019 - 18:42:28 |
Józefosław |
Wszędzie słyszę o przedłużaniu Tamoxifenu, a mój onkolog przebąkuje o 5 latach tylko. Z jednej strony trochę się cieszę, bo można pomyśleć o drugim dziecku za jakiś czas, a z drugiej z tym Tamoxifenem mimo iż dokucza człowiek jakoś bezpieczniej się czuje. Trudne to.
|
katarynka (offline) |
Post #7 26-01-2019 - 19:37:48 |
Katowice |
Witam wszystkie dziewczyny!
Nie jestem tutaj nowa, bo już lata temu, kiedy moje życie się załamało, zaczęłam śledzić portal amazonki. Jestem po raczku prawej piersi. Diagnoza w 2012 roku, po dwóch miesiącach pierwsza chemia. W sumie miałam 7 cykli, ale po 1 -szej chemii gadzina uciekła. Nie była wyczuwalna. Czyli dobrze zareagowałam na chemię. Generalnie chemię przeszłam w miarę dobrze. Bez mdłości, bez skutków ubocznych. Tylko po 1 -szej chemii miałam leukopenię. Początek 2013 roku to operacja - amputacja z jednoczesną rekonstrukcją. Bez powikłań, szybko się zebrałam, podniosłam. Dostałam tamoksifen i zoladex. Kontrole i jeszcze raz kontrole. Wiemy z czym to się je. W 2018 roku zakończyłam leczenie zoladexem, ale nadal mam tamoksifen. Po pół roku dostałam ... hmm, na razie nie wiem co to było, ale przypominało miesiączkę. Wcześniej regularnie badałam się ginekologicznie - usg dopochwowe żeby ocenić endomedrium i jakoś nigdy nie miałam z tym kłopotu. Miesiąc przed miesiączką też byłam na usg i lekarz nic nie powiedział żeby endomedrium było powiększone. Po dwóch razach krwawienia udałam się do lekarza ginekologa. Podczas badania usg nie chwycił się za głowę ![]() Kasia Kasia |
Tomasz. (offline) |
Post #8 09-02-2019 - 09:21:13 |
Pruszków |
Kasiu, poczytaj wszystkie wiadomości w tym wątku.
Aby zajść w ciążę musi być przerwane leczenie onkologiczne. To, ze jajniki ruszyły nie oznacza automatycznie płodności. Nie znamy Twoich czynników rokowniczych aby coś więcej powiedzieć. ____________ Nie jestem lekarzem. Moje sugestie odnośnie leczenia należy zawsze skonsultować z lekarzem prowadzącym. |
Agania (offline) |
Post #9 10-02-2019 - 14:42:49 |
Austria |
Cudowny wątek, daje bardzo wiele nadziei! Gratulacje ogromne dla wszystkich Mamuś!!!
![]() przewodowy inwazyjny NST G3 i przewodowy in situ, ER 20-30%, PR 5%, Ki-67 20%, HER-2 +++, cT2 cN0 M0 przed operacją: 4x pertuzumab+trastuzumab+docetaksel, 4x AC, operacja oszczędzająca i czysty wartownik, po operacji trastuzumab co 3 tygodnie przez 9 miesięcy |
jagoda8 (offline) |
Post #10 18-06-2019 - 15:20:04 |
|
Witam. Przejrzałam tu Wasze informacje, ale brakuje mi pewności, czy zdecydować się na metodę zamrożenia jajników. Otóż 4 lipca rozpoczynam chemioterapię. Chciałabym zajść w ciążę, bo nie mam jeszcze dzieci a już 30 lat na karku. Chodzi o to, czy metoda ta jest bezpieczna, czy nie ma jakiś powikłań?
|
Tomasz. (offline) |
Post #13 19-06-2019 - 18:43:19 |
Pruszków |
Ten zastrzyk to to zwykle analog GnRH. Po kilku (uwaga- nie po jednym!) dochodzi do zahamowania czynności wydzielniczej jajników. Ponieważ chemioterapię masz za mniej niż miesiąc to całkowite efekty nie muszą być pewne. Jesteś hormonozależna?
Bardziej pewną metodą jest wywołanie owulacji i pobranie jajeczek do celów zapłodnienia pozaustrojowego. ____________ Nie jestem lekarzem. Moje sugestie odnośnie leczenia należy zawsze skonsultować z lekarzem prowadzącym. |
jagoda8 (offline) |
Post #15 19-06-2019 - 21:05:11 |
|
Jestem hormonozależna, dziś miałam wizytę u ginekologa, on z kolei twierdzi, że w innej sytuacji - gdybym miała radioterapię z powodu nowotworu np. jajnika czy dróg moczowych to już byłoby znacznie gorzej. Uważa, że u mnie podczas chemioterapii przy raku piersi nie powinno nic się dziać z komórkami (tłumaczył coś o podzielności) i że mam starać się o dziecko za ok. rok po zakończonej chemioterapii.
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 19-06-2019 - 21:11:17 przez jagoda8. |
Agaba190 (offline) |
Post #16 20-06-2019 - 09:48:55 |
k/Warszawy |
A ja nie bardzo rozumiem. Jeżeli jesteś hormonozależna, to będziesz miała wprowadzone leczenie antyhormonalne na 5-10 lat. To lekarz pozwala na przerwanie terapii już po roku?. To chyba trochę ryzykowna historia. Ale rozumiem, że to powiedział ginekolog. Może zapytaj swojego lekarza onkologa, bo wg mnie on takich pomysłów nie będzie miał. A już na pewno nie po roku. ![]() Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem twojego życia. Mark Twain |
jagoda8 (offline) |
Post #17 20-06-2019 - 13:20:51 |
|
No właśnie wydaje mi się, że ginekolog podał mi zbyt optymistyczna wersję, ale słyszałam ogólnie gdzieś, że po chemii lepiej odczekać 2 lata. Jeszcze zapytam oczywiście swojego onkologa. Na zamrożenie już za późno, zastrzyki niepewne, zostawię to własnemu losowi. |