Kasiula01 (offline)
O mnie
Jestem 46-letnią kobietą, która zawsze chciała normalnie żyć... Dość późno bo 10 lat temu spotkałam mężczyznę, dzięki któremu chciało mi się chcieć. 5 lat temu przeprowadziłam się do Anglii bo życie "na odległość" z czasem bywało coraz trudniejsze....
Dwa miesiące po ślubie poszłam na mammografię - wyczyłam zgrubienie w lewej piersi; od razu zrobiono mi RTG, USG i pobrano wycinki z obu piersi. 17.11.2015 - ta data wryła mi się w mózgu na zawsze. Diagnoza - nowotwór 3-go stopnia w obu piersiach. SZOK!!!! Zaraz 20.11. spotkanie w szpitalu by ustalić leczenie. Przez te dwa dni nie wiedziałam co się właściwie stało. Jak to? Znowu coś? W zeszłym roku przeszłam histerektomię....
Od 20.11. zaczął się mój wyścig o powrót do siebie sprzed tego dnia. Dokładne badania potwierdziły wstępną diagnozę; lewy guz ma ponad 2 cm, prawy - 3 cm. Zdecydowałam się poddać leczeniu tutaj, w Anglii. Natychmiast skierowano mnie na chyba wszystkie możliwe badania (rezonans kości, badanie organów wewnętrznych, wycięcie próbki węzłów chłonnych - z obu stron, badania krwi, serca, płuc itp; na szczęście węzły okazały się wciąż "czyste" i nie ma przerzutów!!!
W szpitalu dostałam zestaw matariałów, przedstawiono mi "mój zespół" - chirurg, onkolog, pielęgniarki - ludzi którzy stale są ze mną. Niestety, prawy guz tak się umiejscowił że usunięcie go jest niemożliwe bez usunięcia piersi. Podjęliśmy decyzję że leczenie zacznę od chemioterapii. 30.12. założą mi "coś" dzięki czemu podawwanie chemii nie będzie nadwyrężało moich żył. Na wszystkich spotkaniach - po badaniach - przekazują mi informacje o wynikach i dokładnie mówią co dalej.
Po Nowym Roku zaczynam chemioterapię. Zdecydowano się na schemat FEC-T; 4 cykle FEC (5FU, epirubicin, cyclophosphamide), 3 lub 4 cyle z docetaxel-em. Szczerze - chyba nie do końca "czaję" co się będzie działo.
Może to w mojej sytuacji lekko głupio zabrzmi ale w tym wszystkim co się stało nadal zadziwia mnie tempo w jakim wszystko się dzieje... Nie jestem w "swoim" kraju a nawet przez sekundę nie poczułam się jak kolejny pacjent do załatwienia - "mój zespół" to wciąż Ci sami ludzie, lekarze dzwonią pytając czy wszystko w porządku, po operacji wycięcia próbki węzłów pielęgniarki przychodziły do domu co drugi dzień, natychmiast dostałam kartę na bezpłatne wszystkie leki na receptę od lekarza rodzinnego, przed każdą chemią osoba z apteki dostarczy mi "niezbędnik" leków i płynów by złagodzić ewentualne "dodatki", pokazano mi salę chemioterapii - ciepłe pastelowe kolory, książki, czasopisma, napoje, zawsze może mi ktoś towarzyszyć, transport na chemię i do domu - organizuje szpital...
Fakt, pomagają, ułatwiają jak mogą ale oddałaby to wszystko by nie musieć znów walczyć....
renatar (offline)
sieradz
2016-01-14 12:08:02
kasiu bardzo współczuję pożegnania z włosami jestto w naszej chorobie najgorszy czas.pozdrawiam
marzusia (offline)
Cieszyn
2016-01-02 23:10:21
witaj Kasiu,ja tak jak Ty 17 listopada miałam biopsję gruboigłową a 30 grudnia,tyle,że rok temu ,zaczełam chemioterapię.W ciągu ostatniego roku przeszłam rzeczy,które wydawały mi się niemożliwe do przetrwania ale wszystko da się przetrzymać,jestem już po zakończeniu wszystkich etapów leczenia.Grzecznie łykam tamoksifen i czuję się dobrze,u Ciebie też tak będzie.Leczenie szybko minie
wiwibis (offline)
knurów
2015-12-27 19:29:35
domina13 (offline)
Piotrków Tryb.
2015-12-21 09:05:22
Witaj na forum