bbachna (offline)
Miasto:
Elbląg
Jestem:
Amazonką
Data urodzin:
1976-12-13
Zarejestrowana(y):
01-02-2016
Data ostatniego logowania:
2017-06-03 19:44:21
Zobacz galerie użytkownika
Komentarze do profilu
«
»
«
»
marzusia (offline)
Cieszyn
2016-03-10 00:08:31
wiele jesteśmy w stanie znieść i wiele przetrwać ,ty też przetwasz leczenie ,szybko mija tydzień za tygodniem i jest szansa ,że akurat AC będziesz przechodziła lepiej
renatar (offline)
sieradz
2016-03-09 23:05:57
Bbacha każdy a przynajmniej ja ma na początku choroby doły,mój guz był 10cm więc już naprawdę się w trumnie widziałam bo chodziłam z nim 15 miesięcy i dobrze wiedziałam że nie jest dobrze ale jakoś nie umiałam się zebrać.Początki były straszne,antydepresanty pomogły.Z czasem się oswoisz ale chemia robi swoje i człowiekowi odbiera radość życia,jak skończysz odetchniesz.Serdecznie pozdrawiam,zdrówka dla dzieci,ciebie i męża i wytrwałości.
Netretete (offline)
Warszawa
2016-03-09 22:42:42
Witaj BBachna
Wszystkie jesteśmy z Tobą.
fianiebieska (offline)
Warszawa
2016-03-09 17:15:15
Witaj i nie poddawaj się
bbachna (offline)
Elbląg
2016-03-08 09:37:07
Cześć dziewczyny!
Dziękuję za odzew. Może trochę o moim robalu. Znalazłam go przypadkiem drapiąc się pod pachą :O Jakoś tak od razu wiedziałam, że to nie jest nic dobrego, no i wszystko potoczyło się tempem ekspresowym - trójujemny guz wielkości 3,5 na 4 cm, z komentarzem onkologoa "proszę nie myśleć, że to Pani wina - on się bardzo szybko rozwija, bo jest z tych najbardziej złośliwych". Rzeczywiście, po mammotomii gwałtownie spuchł do 8 cm. Dziś jestem po 5 z dwunastu chemii PXL w kroplówce co tydzień, potem 4 AC co trzy tygodnie, a potem operacja.
Spanikowałam, bo....
moja prawie 18-letnia córka od 4 lat tuła się po wszystkich możliwych szpitalach z powikłaniami po grasiczaku, zaczątkach miastenii, która na szczęście się cofnęła, ale popsuła błędnik, wzrok i daje masę "efektów specjalnych", które uniemożliwiają w pełni normalne funkcjonowanie, ale są już raczej nie do okiełznania, choć jak każda matka ciągle szukam nowych możliwości. Trzy razy mi ją uśmiercali - jakimś cudem, nadludzkim wysiłkiem i błaganiem lekarzy o pomoc, a czasem grożeniem im telewizją i nasyłaniem na nich rzecznika praw pacjenta wytupałam i wywalczyłam dalsze leczenie, kiedyś nawet groziłam lekarce, a w grudniu z ostatniego szpitala wypisałyśmy się bez wypisu z awanturą na dwa piętra - ale to moje dziecko, dla niej i pozostałej dwójki stać mnie na wszystko, tyle, że jestem na skraju wytrzymałości psychicznej, a tu taka niespodzianka...
Jestem, a raczej byłam osobą aktywną...
Od 6 lat pracuję od 6 do 20-ej, wszystko w biegu, studia zaoczne - odliczałam czas do obrony 15-go stycznia z nadzieją, że w końcu odpocznę, zrezygnuję z części zajęć popołudniowych i pracy w weekendy (studia nie bajka - żrą 1500zł miesięcznie) i będę spała więcej niż 5 godzin na dobę - no to sie spełniło - chemia, a raczej chemia plus leki antyalergiczne i końska dawka sterydów (oczywiście jestem uczulona) działa na mnie tak, że od poniedziałku do czwartku z powodu zawrotów głowy, obolałych stawów, zaburzeń widzenia i zaburzeń wzroku leżę w łózku i czuję się jak dogorywający na brzegu wieloryb (mam tak wzdęty brzuch po chemii, że mogę leżeć tylko na jednym boku). Zwykła kąpiel stała się wyzwaniem, nie jestem w stanie utrzymać się w pionie na czas zrobienia sobie kanapki!!! Spać oczywiście nie mogłam, więc obok leków na wszystko biorę jeszcze antydepresanty - śpię, ale się nie wysypiam
Wiem, to stan przejściowy, mam kochającą rodzinę, męża, który robi co może, żeby mi niczego nie zabrakło, ale sam sobie psychicznie radzi chyba gorzej niż ja , a ja nie wiem, jak mu pomóc. Nawet nie zastanawiam się już co będzie, jak chemia nie zadziała, skupiam się na dożyciu od poniedziałku do poniedziałku, na tym skąd wziąć kasę na piętrzącą się stertę faktur - niby leczenie jest darmowe, ale dojazdy, leki osłonowe, maści i emulsje do skóry atopowej , krople do oczu, gardła, to są wszystko koszta rzędu 200zł tygodniowo, pieniędzy coraz mniej, a potrzeby rodziny ani codzienne rachunki nie maleją tylko dlatego, że mi się znów świat na głowę zawalił. Do tego psychika chorującej córki i tak już sfatygowana nie daje rady - ona się po prostu boi, że tym razem nie będziemy miały tyle szczęścia. Do tego 19-latek, który niekoniecznie artykułuje swoje obawy - bo to facet przecież, ale chodzi przygaszony, no i nasza 10-letnia wariatka, która z wiecznie uśmiechniętej pociechy zamieniła się w płaczliwą nimfę i moje posterydowe napady złości - przerasta mnie to. Powiecie - psycholog. Problem w tym, że nasza rodzina w związku z chorobą córki wielokrotnie spotykała się z psychologami, zgodziliśmy się na terapię, sami szukaliśmy pomocy, ale skończyło się koszmarnym zawodem i na hasło psycholog dostajemy gęsiej skórki.
Powiedzcie, że też miałyście takie loty beznadziei i że wszystko bedzie dobrze, bo chwilowo wysiadam...
Wielka7 (offline)
2016-02-06 12:05:54
Witaj wśród nas
domina13 (offline)
Piotrków Tryb.
2016-02-06 05:50:31
Witaj rówieśniczko
Kass (offline)
2016-02-05 14:59:48
Witaj bachna! Jestes ode mnie 3 dni mlodsza.