Kurcze, myslalem ze jednak moja mama ma w miare wyleczalnego tego raka
Wybacz, ale dziwne to Twoje sformułowanie "w miarę wyleczalnego".
Tak naprawdę jest naprawdę duża szansa na "całkowicie wyleczalnego", choć droga do zdrowia może nie być ani łatwa ani krótka.
Ale tak już jest z chorobami onkologicznymi, że nie warto szukać "skrótów" na tej drodze.
Podjęcie właściwego leczenia to podstawa sukcesu.
:
Tak na mój rozum to od tego dziewiątego września dla ZUSu jestem już wyleczona, skoro nie chcę się ubiegać o rentę, na dobrą sprawę mogłabym nawet nie mówić lekarzowi medycyny pracy o mojej, że tak powiem historii onkologicznej..
Co wy myślicie, ktoś miał podobne doświadczenia i podzieli się wiedzą?
Pozdrowionka.
Powrót do pracy po więcej niż 30-dniowej przerwie w świadczeniu pracy, zgodnie z przepisami BHP wymaga posiadania aktualnych badań kontrolnych (czytaj podpisu lekarza medycyny pracy). Lekarz medycyny pracy zwykle podpiera się zaświadczeniem lekarza prowadzącego (onkologa). Nie wiem, czy w ostatnich latach coś się zmieniło w tej kwestii, ale było tak, że mając orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, miało się prawo do dodatkowych 10 dniu urlopu, o ile lekarz prowadzący zamieścił o takim zaleceniu informację w zaświadczeniu o stanie zdrowia. Więc jeśli masz takie orzeczenie, to warto z tego skorzystać.
Czy lepiej ukryć informację o przeszłości onkologicznej? Wg mnie raczej nie warto.
Zacznę od końca, cytując "Czy ktos moze rozwiać moje wątpliwości??
Tak naprawdę Twoje wątpliwości mają znaczenie drugorzędne, ważne są wątpliwości Twojej mamy, jeśli je ma. Decyzję co do rodzaju operacji MUSI podjąć osoba, której to bezpośrednio dotyczy. Ty możesz jej w tym pomóc, towarzysząc mamie przy konsultacjach z lekarzami, zadając odpowiednie pytania, prosząc o uzasadnienie sugestii lekarzy. Ale to mama powinna starać się wyjaśniać swoje wątpliwości, wsłuchiwać się w tę dyskusję, sama zadawać dodatkowe pytania, aby w końcu wszystko przemyśleć i podjąć samodzielną decyzję.
Ja wiem, że Ty chcesz jak najlepiej. Nie zrozum mnie źle, ale ja wiem, o czym piszę i tak naprawdę doskonale Cię rozumiem. Ponad 9 lat temu sam byłem w podobnej do Ciebie sytuacji, walcząc u boku swojej żony. Towarzyszyłem jej przy konsultacjach, rozmawiałem z lekarzami, ale już wtedy byłem przekonany, że ostateczna decyzja należy bezwzględnie do żony. Wtedy tak uważałem i dzisiaj też tak uważam. I żona wówczas taką decyzję podjęła sama. Jakakolwiek by to była wówczas decyzja, ja i tak bym ją zaakceptował. Bo taka była moja rola.
Można lekarza (chirurga) spróbować wziąć trochę "pod włos" pytając np. co poleciłby swojej mamie, żonie itp.
Nawet dla lekarza nie są to pewnie oczywiste decyzję, bo w chorobie nowotworowej nie ma 100% gwarancji na trwale wyleczenie, choć szanse często są bardzo duże.
Spróbuję tylko rozwiać być może jedną malutką wątpliwość. Jeśli lekarze sugerują operację oszczędzającą, to na pewno nie dlatego, żeby uprościć sobie robotę. Tak naprawdę operacja oszczędzająca jest zazwyczaj znacznie bardziej skomplikowana i pracochłonna od zwykłej mastektomii. Dlaczego więc sugerują oszczędzającą? To jest dla Was kluczowe pytanie.
Nie udało mi się niestety znaleźć w polskim internecie dokładniejszych opisów wspomnianych w artykule badań i szczegółowej rekomendacji ASCO, ale można poczytać poniższy artykuł.
Artykuł
Pamiętam też wnioski z korespondencji z dr Gruszweld (dotyczącej leczenia hormonalnego mojej żony), a które opierały się zapewne na wynikach badań klinicznych, wspomnianych w artykule.
Wnioski te można zawrzeć w dwóch punktach:
1. Wymiernych korzyści z przedłużonej hormonoterapii mogą oczekiwać pacjentki z hormonozależnym rakiem piersi, u których stwierdzone zostały przerzuty do węzłów chłonnych.
2. U pacjentek bez stwierdzonych przerzutów do węzłów chłonnych, korzyść ta jest statystycznie niewielka, nie przekracza bowiem 2%.
15-07-2020
cały wątek
22-09-2019
cały wątek
24-08-2019
cały wątek
03-02-2019
cały wątek
07-01-2019
cały wątek